top of page

Zły policjant telesprzedawca


Zły policjant telesprzedawca

Mój znak zodiaku to Lew, a zodiakalnym królom zwierząt przypisuje się między innymi skłonności przywódcze. A jak wiadomo, skłonności przywódcze pomóc mogłyby w zrobieniu kariery politycznej. Mnie jednak nie tylko nie po drodze z polityką; mało tego, ostatnio stałam się wściekłą anarchistką i tylko utwierdzam się w przekonaniu, że władza jest złem samym w sobie, a garną się do niej ludzie których łączą podobne cechy: cwaniactwo, pazerność i umiłowanie liter P i R, pod płaszczykiem "pochylenia się nad ubogimi i najbardziej potrzebującymi". Nie o samej polityce i o naszym państwie chcę jednak dzisiaj mówić. Koń jaki jest, każdy widzi, widzi także jak naszą podróż na tym biało - czerownym rumaku odbywamy co chwilę potłuczeni, a bywa, że i nieźle poturbowani.

Ostatnio doszłam do wniosku, że właścicieli firm zajmujących się telemarketingiem łączy dużo z gębami które na codzień decydują o losach państwa, a mianowicie podobny im cynizm, umiłowanie liter P i R i parcie na forsę i tego samego uczą swoich podwładnych. W swych poszukiwaniach pracy trafiłam na pewną firmę oferującą innym firmom szkolenia BHP odbywające się metodą "samokształcenia kierowanego". Polega ona na tym, że właściciel danej firmy bądź dyrektor np. placówki oświatowej otrzymuje pocztą materiały szkoleniowe, tj. segregator i płytkę i po upływie 30 dni po zapoznaniu się z nimi, on i pracownicy wypełniają załączony test i odsyłają z powrotem; mailem bądź pocztą tradycyjną. Pomysł rzeczywiście wydaje się dużym udogodnieniem dla ludzi którzy dotychczas musieli stawiać na nogi wszystkich pracowników i wyjeżdżać na szkolenia, odbywające się formie wielogodzinnych wykładów z których zapamiętuje się w najlepszym razie jakieś 30%, a pod koniec jest się już tak zamulonym i znudzonym, że ma się ochotę przekimać na krześle resztę wykładu. Myślę, że również bardziej zobowiązuje do faktycznego przyswojenia przepisów BHP. Firma oferuje również zgodne z najnowszymi przepisami apteczki pierwszej pomocy oraz znaki bezpieczeństwa.

Ogólnie więc owa idea wydaje się słuszna i napewno lepsza niż wciskanie ludziom jakichś "superpotrzebnych" gadgetów przez telefon. Jednak jej realizacja okazała się kuriozalna i tak naprawdę zaprzeczająca rozmaitym sztuczkom socjotechnicznym na które powoływała się szefowa. Bo jak można zaoferować sprzedaż poprzez rozmowę która tak naprawdę przypomina przesłuchanie policyjne? "Czy ma pan/i pracowników?" "Czy ma pan/i osobę odpowiedzialną za sprawy BHP w firmie?" "Kiedy uktualizował/a pan/i szkolenia?" "Czy ma pan/i apteczkę pierwszej pomocy?" "Proszę sprawdzić jak wygląda pańska apteczka" - i po tej prośbie/żądaniu należało poinformować potencjalnego klienta, że apteczka powinna być koloru pomarańczowego i mieć biały krzyż na zielonym tle, powołując się na normy unijne. Nic dziwnego, że jeden człowiek odparował, że "Unia Europejska powinna zajmować się ważnymi rzeczami, a nie pierdołami". Jak można pozyskać klienta wciskając wierutne kłamstwo, że "nasz kurier jest darmowy do końca tygodnia (oczywiście tego w którym odbywa się rozmowa)", podczas gdy wiadomo, że kurier darmowy jest zawsze? Niedoszła pracodawczyni określiła to mianem chwytu marketingowego. No tak, rodzi to w takiej potencjalnej "ofierze" presję, że powinna zdecydować się wysupłać z portfela te prawie 3 stówki za szkolenia już teraz "bo przecież taka oferta może się już więcej nie powtórzyć"!

Ludzie z którymi zetknęłam się w firmie, mówili, że taka forma pracy to ciężki kawałek chleba. Dodam od siebie, że nie tylko ciężki, ale i czerstwy skoro rezultat tego typu telefonów najczęściej jest taki, że ludzie mają ochotę jak najszybciej zakończyć z tobą rozmowę lub wręcz opędzają się od ciebie jak od natrętnego komara który nie pozwala ci w spokoju zasnąć. Radzono mi także abym czyimiś złymi humorami nie przejmowała się i zadała tyle pytań po których pewna jestem, że zrobiłam wszystko co w mojej mocy. Nie jestem jednak osobą która umiałaby przejść do porządku dziennego nad faktem nieustającego narażania się na bycie obiektem na którym obcy mi człowiek odreagowuje w danym momencie swoją złość i frustrację. Nie umiem uzbroić się w grubą skórę i z pełną świadomością manipulować ludźmi, dobierając odpowiednie słowa i zwroty dotąd aż osiągnę to co zamierzam czyli wcisnę produkt, a pod koniec miesiąca za mój ciężki wysiłek (8h bez przerwy siedzenia na tyłku, wykręcanie numerów i operowanie głosem) zostanę wynagrodzona ochłapami. Bo bycie sprzedawcą nie jest popłatnym zajęciem. A w tym przypadku wysiłek włożony w wykonywanie tej pracy owocuje głównie frustracją której zarobki mi nie zrekompensują, a wręcz pogłębią.

Ostatnie posty
Wyróżnione posty
Archiwum
bottom of page