top of page

Pewność siebie vs. nieśmiałość = awers i rewers tej samej monety

"Jak pokonać nieśmiałość?", "Gdy nieśmiałość boli", "Nieśmiałość — czy jestem na nią skazany?", "Buduj pewność siebie", "Uwolnij pewność siebie", Jak być pewnym siebie"... Już pobieżny rzut okiem na tytuły porad internetowych nasuwa wniosek, że żyjemy w kulcie miłości własnej. Zaś nieśmiałość jest zbrodnią i tylko kwestią czasu pozostaje, zanim listę siedmiu grzechów głównych rozszerzy się o brak pewności siebie.

Nieśmiałość ma blokować nasz potencjał, ukrywać cudowne talenty przed światem, przygniatać całą naszą wartość. Mamy na każdym kroku pokazywać, że czujemy się świetnie w swojej skórze, chodząc z dumnie podniesioną głową i pilnując, by nasza mowa ciała demonstrowała poczucie własnej wartości które nosimy w sobie.... Czy tylko mnie się wydaje, że stąd już krok w stronę narcyzmu?

Myślę, że największą krzywdę jaką można sobie wyrządzić, to nie być nieśmiałym... ale udawać, że jest się pewnym siebie. Czyli dokładnie tak, jak radzą redaktorzy zarówno portali psychologicznych, jak i ci, którzy uprawiają pop-psychologię na ogólnopolskich portalach typu Onet, czy Interia. Sama tego doświadczyłam i jeszcze teraz nie jestem od tych zachowań całkiem wolna.

Dobrze pamiętam, jak po okresie bycia "na marginesie" klasy i różnych nieprzyjemnościach ze strony rówieśników, chciałam na początku liceum "nadrobić stracone lata". Co więcej, zdarzało mi się niejednokrotnie słyszeć od starszych całą litanię słów uznania pod adresem mojego intelektu, talentów, a także przymiotów ducha, po czym następował zarzut "braku pewności siebie". Wzięłam sobie to do serca i uznałam, że koniecznie trzeba coś z tym zrobić. Przez pewien czas zachowywałam się więc zgodnie z już wtedy mocno promowanymi w prasie poradami, jak stać się przebojową i pewną siebie. Jako że mam śladowe zdolności aktorskie, klasa łyknęła ten bajer i nawet zostałam przewodniczącą (do dziś zachodzę w głowę, jak udało mi się tego dokonać?). Z pozoru wszystko zmierzało w dobrym kierunku — udało mi się pokonać w dużej mierze opory przed odzywaniem się do rówieśników, i zdawało mi się, że wreszcie byłam lubiana (Podkreślam "zdawało mi się", bo stuprocentowej pewności przecież nie ma).

Coś jednak było nie tak. Tak bardzo zapętliłam się w tym "nowym" wizerunku jaki sobie narzuciłam, że miałam coraz większe wrażenie, że przestaję być sobą. A "prawdziwa ja" to przecież nie ktoś, kto zawsze jest uśmiechnięty, sympatyczny, chętny do rozmowy. To twarz, którą zwykle pokazujemy światu, jako że tak nas wychowano i sprzedano jak pewnik powodzenia w życiu.

Moje ciało bezbłędnie sygnalizowało mi, że znajduję się w nienaturalnym dla siebie stanie — czułam silny stres lokujący się głównie w obrębie klatki piersiowej i karku, pociły mi się i drżały ręce. Nie wiem jak bardzo było to dostrzegalne wśród otoczenia. Jedynie kuzynka koleżanki z podstawówki, skwitowała niegdyś moje drżenie rąk stwierdzeniem, że jestem "bardzo wrażliwa". Trudno stwierdzić, czy w pozytywnym, czy negatywnym tego słowa znaczeniu.

Tak, czy inaczej, na pewnym etapie czułam, że wracam do punktu wyjścia. Choć udało mi się w dość dużym stopniu "odblokować" w kontaktach z ludźmi, nie udało mi się osiągnąć tego, czego desperacko wówczas pragnęłam. Tej mitycznej cudownej pewności siebie która miała mi nieomal zapewnić wiekuiste szczęście już tu na Ziemi, wraz ze wszystkimi jego atrybutami: gronem przyjaciół i znajomych, wymarzoną pracą, super facetem, itp.

Z czasem odpuściłam sobie stałe utwierdzanie się w poczuciu swojej wartości i zaczęłam obserwować rzeczywistość. Wyciągnięte wnioski były dość banalne: pewnym siebie raczej się... bywa, niż jest. Podobnie jak bywa się nieśmiałym. Czy jest większy sens przypisywać przelotnym stanom umysłu większe znaczenie, niż naprawdę mają?

Nietrudno zauważyć, że kult pewności siebie znacznie przybrał na sile w ostatnich latach w których mamy bardzo niestabilną sytuację na rynku pracy (i nie tylko) na świecie i trudno być pewnym jutra. Rosną więc społeczne niepokoje, a na rynku pracy wzmaga się konkurencyjność i rywalizacja. Człowiek wydający się "pewny siebie" jest postrzegany jako atrakcyjniejszy i agresywniejszy w zwalczaniu konkurencji, czy to na rynku pracy, czy to w biznesie. Co ciekawe, pewność siebie nie zawsze miała takie "wzięcie" jak w XXI wieku: jeszcze kilkadziesiąt lat wcześniej dużo atrakcyjniejszą i pożądaną cechą ludzką była... skromność.

Nie dawajmy się zwariować tej modzie i nie ulegajmy pozorom. Nie każdy głośno zachowujący się osobnik z bogatą gestykulacją, nieprzestający się uśmiechać, zdradza objawy tak bardzo czczonej obecnie "pewności siebie" i kompetencji. Nie każdy siedzący w przysłowiowym kącie małomówny osobnik zachowuje się tak, a nie inaczej, bo boi się własnego cienia. Nie mówiąc już o tym, że sposób bycia w niczym nie określa wartości człowieka.

Ostatnie posty
Wyróżnione posty
Archiwum
bottom of page